21.05.2024

Pszczoły niczyje

Tomasz Bacewicz

Poniższy wpis miał w założeniu stanowić kontynuację cyklu „Prawa do chichotu”, prezentując fragmenty orzeczeń dotyczących stosowania art. 182 k.c. o roju pszczół. Intuicja, że owa dziwaczna norma musi być nośnym polem dla humoru sądowego, całkowicie mnie zwiodła, prowadząc na ścieżki myśli oddalone od rozbawienia. W żadnej bazie orzeczniczej nie doszukałem się choćby jednego wyroku, w którym przepis ten znajdowałby zastosowanie i przypuszczam, że w całej historii jego obowiązywania nie był on ani razu użyty jako prawna podstawa rozstrzygnięcia. Poszukiwania logiki w tej groteskowej regulacji doprowadziły mnie jednak do intrygujących konkluzji, które przedstawiam poniżej.
Przywołany art. 182 k.c. jest chyba dobrze znany wszystkim polskim prawnikom, głównie z uwagi na zaskakującą swą kazuistyką treść, którą dla porządku warto na wstępie zacytować w całości.

Art. 182.
§ 1. Rój pszczół staje się niczyim, jeżeli właściciel nie odszukał go przed upływem trzech dni od dnia wyrojenia. Właścicielowi wolno w pościgu za rojem wejść na cudzy grunt, powinien jednak naprawić wynikłą stąd szkodę.
§ 2. Jeżeli rój osiadł w cudzym ulu niezajętym, właściciel może domagać się wydania roju za zwrotem kosztów.
§ 3. Jeżeli rój osiadł w cudzym ulu zajętym, staje się on własnością tego, czyją własnością był rój, który się w ulu znajdował. Dotychczasowemu właścicielowi nie przysługuje w tym wypadku roszczenie z tytułu bezpodstawnego wzbogacenia.

Przepis ten na ogół wprawia w zdumienie studentów prawa, którzy stykają się z nim na wczesnym etapie edukacji zawodowej. Tym co zdumiewa w tej normie nie jest jej przedmiot, gdyż w samym fakcie uregulowania prawnego problemów związanych z hodowlą pszczół nie ma nic rewolucyjnego. Zaskakuje tutaj bardziej skala kazuistyki i umiejscowienie w księdze drugiej Kodeksu cywilnego, która generalnie jest raczej powściągliwa w treści i obejmuje regulacje prawa rzeczowego o całkiem wysokim poziomie abstrakcji, takie jak własność, służebności lub użytkowanie wieczyste.
Cały Kodeks cywilny, choć pozornie pękaty, jest tak naprawdę bardzo ubogi w treść, przynajmniej jeśli porównać go z nowomodnym słowotokiem ustawodawcy, przekładającym się na bieżącą hiperinflację przepisów o bardzo niskiej jakości językowej. Wystarczy zauważyć, że większą część swojej pracy zawodowej adwokaci i doradcy podatkowi wykonują na podstawie umowy o świadczenie usług, która to doczekała się w Kodeksie cywilnym uregulowania w jednym zaledwie zdaniu, nakazującym odpowiednie stosowanie do niej przepisów umowy zlecenia. Nie dotyczy to bynajmniej tylko najemnych prawników, gdyż większa część branży usługowej działa w oparciu o ten właśnie rodzaj umowy zamknięty w jednozdaniowym kodeksowym uregulowaniu.
Wydaje się nieco dziwnym, że prawodawca poświęcił wielokrotnie więcej uwagi rojowi pszczół, niźli niemal całej branży usługowej, która to wydaje się mieć nieco większe potrzeby prawnego uporządkowania niż pszczelarze. Nie wydaje mi się też, by ci ostatni czuli się szczególnie nobilitowani taką atencją i przypuszczam, że w swej praktyce sami nie stosują często tej normy. Trudno mi sobie wyobrazić, by pszczelarz w pościgu za rojem roztrząsał upływ terminów lub powoływał się wobec właściciela gruntu na swoje nadzwyczajne uprawnienie do ingerencji w cudze prawo i zakładam, że gdyby faktycznie ścigał chyżo umykające mu pszczoły, to zwyczajnie nie miałby czasu ani głowy na wdawanie się w prawne dywagacje nad zakresem stosowania art. 182 k.c., tak samo zresztą jak właściciele posesji przez które zmykający rój by się przemieszczał.
Lektura komentarzy do Kodeksu cywilnego, nie daje żadnych wskazówek na temat praktycznego wymiaru tego przepisu ani sensu jego umiejscowienia w ustawie tej rangi. Wbrew pozorom opracowania naukowe i praktyczne w tym zakresie są jednak całkiem liczne, gdyż wszyscy komentatorzy kolejno snują swe rozważania nad każdym przepisem analizowanej przez siebie części kodeksu, zatem i tenże przepis z rozbiegu opatrują swymi uwagami. Jeżeli coś zaskakuje w kontekście naukowych dociekań nad tą normą, to bezrefleksyjność uczonych, którzy zupełnie na poważnie pochylają się nad jej treścią, najwyraźniej w ogóle nie zastanawiając się głębiej, po co to robić.

Z komentarzy można się na przykład dowiedzieć, że pojęcie roju pszczół nie jest precyzyjnie zdefiniowane a jego status prawny nader zawiły. Siłą rzeczy prawo musi uwzględniać specyfikę regulowanej przez siebie materii aby zachować choćby pozory sensu i tak jest również w tym przypadku. Pszczoła miodna jest gatunkiem społecznym w stopniu wręcz skrajnym, gdyż funkcje pojedynczych osobników są tak wyspecjalizowane, iż nie są one w stanie dłużej przetrwać bez swej rodziny a oddzielone od niej szybko giną. Pszczoły miodne co do zasady prowadzą osiadły tryb życia, ale mają też zdolność transformacji w mobilną chmurę, bzyczącej transmisji i ponownego przekształcenia w formę osiadłą. Rój pszczół stanowi swego rodzaju biologiczną całość, co z kolei determinuje jego prawną kwalifikację. W świetle prawa pojedyncza pszczoła miodna, jak każdy osobnik z królestwa zwierząt, jest nie tyle rzeczą, ile odpowiednio stosuje się do niej przepisy o rzeczach. Z uwagi na ową specyfikę prawną i biologiczną pszczoły, ich rój zbliżony jest trochę do zbioru rzeczy ruchomych a trochę do rzeczy złożonej, nie będąc jednak niczym z powyższych tak do końca. Ten dysonans intelektualnej myśli prawniczej można nieco wzbogacić filozoficznie i ująć w ten sposób, że rój to swego rodzaju negacja odwiecznej dychotomii „jedności w wielości”, względnie jeszcze lepiej (i mniej pretensjonalnie) puchatkowym: „z pszczołami to nigdy nic nie wiadomo”.
Najbardziej intrygującym prawnym aspektem przekształcenia pszczół w chmurę jest towarzysząca temu procesowi transformacja prawa własności w nic. Po upływie trzech dni od wyrojenia prawo własności wobec roju wygasa, chyba że tenże zostanie przez właściciela w tym czasie odnaleziony. Omawiany przepis tworzy regulację zupełnie wyjątkową w skali całego systemu prawa, wiążąc z przemieszczeniem się roju ważki skutek w postaci utraty prawa własności. To jedyny przypadek w prawie, gdy przedmiot prawa własności może zmienić swój status własnościowy wskutek własnych działań, samodzielnie wyswobadzając się spod cudzego władztwa. Co więcej, efektem tego zdarzenia jest powstanie odrębnej kategorii wyzwolonych przedmiotów prawa. Cywilistyczny katalog rzeczy niczyich jest w istocie zamknięty i bardzo wąski, gdyż w kodeksie cywilnym możemy wyróżnić zaledwie trzy takie kategorie: 1) rzeczy, które nigdy nie stały się przedmiotem własności (głównie takie, których nie objęto nigdy w posiadanie samoistne), 2) rzeczy które zostały porzucone (głównie śmieci), oraz 3) roje pszczół, które wymknęły się właścicielowi i nie zostały przez niego odszukane w terminie zawitym trzech dni od wyrojenia.
Taki trójpodział wydaje się mi jakiś niesymetryczny, pokraczny i nieestetyczny, jakby prawodawcy zwyczajnie nie chciało się na poważniej pochylić i opisać rzeczy niczyich, czy też „niewłasności”, która to kategoria wydaje się niezwykle ważna, nawet jeśli nie dla ekonomii, to przynajmniej dla lepszego naświetlenia istoty prawa własności, dla której stanowi przecież swego rodzaju negatyw. Często to właśnie ta druga, milcząca i ciemna strona jakiegoś prawa, uwidacznia lepiej jego kontury i odcienie, niosąc w sobie dużą potencjalną wartość poznawczą. Każde prawo bez marginesu swobody do zaprzeczenia swej istoty stawałoby się własnym wynaturzeniem, przykładowo wolność wyznania bez prawa do niewiary byłaby nakazem a wolność przemieszczania się po jakimś kraju bez prawa do jego opuszczenia byłaby zniewoleniem. Tymczasem własności nigdzie nie przeciwstawia się niczyjości, a nawet takie słowo w ogóle jeszcze w języku polskim nie istnieje. Co więcej, na gruncie prawa koncepcje rzeczy i własności są ze sobą na tyle splecione, że idea rzeczy niczyjej jawi się niemal jako oksymoron lub poetycka metafora, choć niewątpliwie nie jest przecież ani kategorią pustą ani logicznie zdefektowaną. Siła tego związku pojęciowego jest w prawniczym myśleniu tak duża, że prawo własności i jego przedmiot są ze sobą niesłusznie utożsamiane, wystarczy zauważyć, że sam kodeks cywilny mówi o wadach prawnych rzeczy, które w istocie dotyczą wyłącznie prawa własności i w żaden sposób nie wpływają na fizyczne właściwości rzeczy samej w sobie. Idea rzeczy niczyich jest bardzo przydatna, choćby dlatego, że lepiej obrazuje różnicę statusów ontologicznych praw i rzeczy, tym niemniej nie doczekała się pogłębionej refleksji ze strony polskiego ustawodawcy, który poza rojem pszczół tego tematu wydaje się nie dostrzegać.
Nie jest to jednak specyfiką akurat polskiego prawodawcy, gdyż przepisy o roju pszczół nie są w żadnym razie polskim prawniczym folklorem. Zbliżone regulacje znajdziemy w kodeksach cywilnych: niemieckim (Bürgerliches Gesetzbuch, §§ 961 i nast.), włoskim (Codice civile, art. 924), hiszpańskim (Código Civil Español, art. 612) lub w czeskim (Občanský zákoník, § 1014). Szersza analiza zapewne wykazałaby, że pszczoły są w różnych krajowych prawodawstwach całkiem wszędobylskie.

Zakładając racjonalność ustawodawcy, należy przyjąć, że te przepisy zostały wprowadzone do ustawy z jakiegoś logicznego powodu. Trudno jednak zarazem założyć, że istniała obiektywna, paląca potrzeba taki powód stanowiąca, lub, że regulację tę przeforsowało jakieś paneuropejskie lobby pszczelarzy. W podobnych sytuacjach niepewności warto sięgnąć do historii przepisu, by dotrzeć do celów, które mogły być lepiej manifestowane we wcześniejszych wersjach lub w uzasadnieniach projektów wprowadzających lub zmieniających daną normę.
Historia zmian tego przepisu prowadzi do ciekawych wniosków. Otóż obowiązuje on w niezmienionym kształcie od samego początku obecnego Kodeksu cywilnego, czyli od 1964 roku. Co więcej, jak się wydaje jedynym uzasadnieniem dla jego wprowadzenia do obecnej ustawy jest to, że taki sam przepis istniał w dekrecie o prawie rzeczowym z 1946 r. wprowadzonym pośpiesznie po wojnie dla naglącej potrzeby regulacji tej dziedziny prawa. Powojenny dekret w znacznej mierze, włączając w to rój pszczół, skopiowany został z niedokończonego projektu prawa rzeczowego opracowywanego przed wojną przez Komisję Kodyfikacyjną, której celem było zunifikowanie polskiego prawa po zaborach, co w przypadku prawa rzeczowego ostatecznie się nie powiodło, gdyż przedłużające się latami prace przerwane zostały przez wojnę. Przedwojenna Komisja Kodyfikacyjna swoją pszczelą regulację wzorowała z kolei najpewniej na przywołanym już wyżej niemieckim BGB z 1896 roku, który obowiązywał na ziemiach zaboru pruskiego a w samych Niemczech obowiązuje do dzisiaj (ze zmianami rzecz jasna). Trudno powiedzieć, na czym konkretnie w temacie pszczół wzorowali się autorzy BGB, tym niemniej powszechność regulacji w Europie wskazuje na jedno wspólne źródło, które w przypadku przepisów zwykle okazuje się prawem rzymskim.
Tak jest właśnie w przypadku pszczół, gdyż najstarszym dostępnym skodyfikowanym zbiorem norm obejmującym ten temat są Instytucje Justyniana, będące częścią kodyfikacji justyniańskiej, stanowiącej rezultat wielkiej kompilacji prawa rzymskiego podjętej w VI wieku naszej ery przez cesarza Justyniana I Wielkiego. Instytucje justyniańskie stanowiły swego rodzaju podręcznik wyjaśniający podstawowe konstrukcje prawne, przy czym miały rangę ustawy, równą pozostałym częściom kodyfikacji. Normy o pszczołach zamieszczono w księdze drugiej Instytucji, w tytule pierwszym opisującym poszczególne kategorie rzeczy, a konkretnie w ustępach 12 i następnych. Regulacje te dotyczyły statusu prawnego dzikich zwierząt, w tym pszczół, oraz zasad nabywania i utraty prawa własności nad takimi zwierzętami i były o wiele bardziej rozbudowane od art. 182 k.c.
W tej części justyniańskie instytucje oparte były głównie na podręczniku Gaiusa, rzymskiego prawnika z II wieku n.e. pod tytułem: „Instytucje” (który to jak widać nie był w tych czasach nazbyt oryginalny). Zarówno instytucje Justyniańskie, jak i Gaiusowe, przywołują pszczoły, ale jedynie jako przykład dzikich zwierząt. Chodzi w nich o uwidocznienie zasad nabywania i utraty własności nad taką właśnie specyficzną kategorią przedmiotów prawa własności, które ze swej natury są niczyje a jeżeli zostaną pochwycone i staną się przedmiotem własności, to odchodząc znów odzyskują przyrodzoną im wolność. Innymi słowy, Gaius wyjaśniał, że pszczoły, podobnie jak jelenie i wszystkie dzikie zwierzęta, przestają być przedmiotem własności, gdy przestają mieć zamiar powrotu, co z kolei manifestuje się porzuceniem przez nie zwyczaju powracania. Te właśnie zasady zostały następnie szerzej wyjaśnione w przywołanych przepisach instytucji justyniańskich.
W podręcznikach prawa z czasów Cesarstwa Rzymskiego pszczoły przedstawione były zatem, ni mniej ni więcej jako przykład uwidaczniający specyficzny status prawny dzikich zwierząt i zasady nabywania oraz utraty władztwa nad nimi. Obecna kazuistyka art. 182 Kodeksu cywilnego jest wypaczonym reliktem bezmyślnej recepcji rzymskich regulacji, gdzie ogólna zasada zwyczajnie umknęła autorom przy kolejnych nierozumnych jej powtórzeniach. Przykład, który pierwotnie miał obrazować zasadę, sam stał się zasadą, tyle tylko, że wyrwany ze swego kontekstu zupełnie zatracił swój sens.
Trudno oprzeć się krytycznemu wrażeniu, że omawiany przepis polskiego Kodeksu cywilnego nieudolnie i pokracznie małpuje starożytne regulacje i słabym pocieszeniem jest to, że jedynie powiela błędy poprzednich autorów. W efekcie praktyczne i przejrzyste zasady własnościowe z czasów starożytnego Rzymu w ciągu kolejnych stuleci zastąpiono karykaturalną, kazuistyczną i pustą normą.

Konkludując, art. 182 K.c. w swej obecnej formie jest kompletnie zbędny, ale zapewne nigdy nie zostanie ani zmieniony ani zastosowany w praktyce orzeczniczej. Powinien zostać skreślony, albo rozbudowany w szerszą regulację o rzeczach niczyich i w ten sposób przywrócony do czasów antycznej świetności, gdy ta koncepcja właśnie była znacznie lepiej rozumiana.
Dotychczas pamiętam, że wiele lat temu, gdy na wczesnym etapie edukacji prawniczej zetknąłem się z kodeksową regulacją roju pszczół, wywołała we mnie zdziwienie i rozbawienie. Wzbogacony o opisaną wyżej wiedzę wyzbyłem się rozbawienia, choć zdziwienie pozostało. Zdumiewa mnie, że po wielu stuleciach rozwoju prawoznawstwa, udało się nam osiągnąć znaczny regres wobec rzymskich prawników.

Scroll to Top