21.08.2024

Rola opowiadania w prawie

Tomasz Bacewicz

Jaka jest rola opowieści w postępowaniach sądowych lub administracyjnych? Intuicyjnie wydawać by się mogło, że nie powinna być nadmierna, stosowanie prawa wymaga wcześniejszego ustalenia stanu faktycznego sprawy a ten z założenia jest przecież tylko jeden, obiektywny, istnieje zupełnie niezależnie od tego, kto i jak referuje. Fakt jest prawdziwym zdaniem logicznym na temat rzeczywistości i ta prosta definicja nie zostawia wiele miejsca na kreatywność. Sąd, lub organ, stosując prawo, powinien przykładać je do prawidłowo ustalonego stanu faktycznego, to jest do takiego, w którym wszystkie istotne okoliczności znajdują odpowiednie potwierdzenie w materiale dowodowym i zostały należycie wzięte pod uwagę. 

Prawnicy często postrzegają stan faktyczny sprawy jako zbiór okoliczności spojonych regułami logicznego rozumowania. Z jednego udowodnionego faktu mogą wynikać kolejne, tworząc swego rodzaju układankę. Z tej układanki odrzucane są te elementy, które choć hipotetycznie możliwe, nie pasują logicznie do pozostałych, przyjętych za prawdziwe. Ten sposób rozumowania jest powszechny i bynajmniej nie ogranicza się do prawoznawstwa, choć to ta właśnie dziedzina wiedzy taki model mocno popularyzuje. Przykładowo funkcjonujące w języku potocznym słowo „alibi”, oznaczające w łacinie „gdzieś indziej”, to nic innego jak dowód w postępowaniu karnym na okoliczności logicznie wykluczające możliwość przypisania komuś zarzutu popełnienia przestępstwa. Jeżeli zeznania wiarygodnych świadków wykażą, że podejrzany był w innym miejscu w czasie popełnienia czynu wymagającego fizycznej obecności sprawcy na miejscu, to można zasadnie przyjąć, że osoba ta takiego czynu się nie dopuściła. Ustalenie takie bazuje na powszechnej wiedzy, że jeden i ten sam człowiek nie może być w dwóch miejscach naraz i powiązaniu wszystkich powyższych elementów w konstrukcję sylogizmu logicznego. 

Wydaje się, że przy postrzeganiu stanu faktycznego jako zbioru faktów i logicznych reguł, nie ma już zbyt wiele miejsca na opowiadanie. Jednak można spojrzeć na to pod innym kątem, gdyż w postępowaniu każdy jego uczestnik przedstawia przecież sprawę na swój własny sposób, a ów sposób przedstawiania okoliczności to już swego rodzaju opowieść. 

Przy postrzeganiu stanu faktycznego jako zbioru okoliczności spajanych narracją, fakty nabierają nowych odcieni znaczeniowych. Stają się węzłami w opowieści, która może się między nimi wić różnymi ścieżkami, przeplatać gdzieś między lub poza wierszami i przybierać różne kształty. Opowieść może rzucać nowe światło na poszczególne fakty, jedne kwestie czyniąc bardziej wyrazistymi a inne spychając w cień. Dla pełnomocnika procesowego takie podejście do formy prezentacji stanu faktycznego sprawy podnosi wysoko poprzeczkę zawodowych wymagań, gdyż tutaj praca prawnicza nie ogranicza się do wskazywania faktów i dowodów na ich poparcie, ale wymaga jeszcze ich uporządkowania i przedstawienia w sposób możliwie najkorzystniejszy dla mocodawcy.

Poziom dzisiejszej wiedzy z zakresu neuronauki, a w szczególności neurokognitywistyki, wyjaśnia wiele z mechanizmów opowiadania, wskazując znaczenie opowieści w przyswajaniu i rozumieniu treści. Ujmując temat w możliwym skrócie, w przypadku słuchania lub czytania słownej prezentacji jakiegoś faktu, w mózgu odbiorcy aktywizują się ośrodek Broki i ośrodek Wernickiego, odpowiedzialne za mechanizmy rozumienia słów, które tamże są przekładane na semantyczne znaczenie wypowiedzi. Prezentacja tych samych faktów w formie opowieści znacznie zwiększa aktywność mózgową odbiorcy, aktywizując również i inne rejony mózgu. Jeżeli opowieść obejmuje ruch, obraz lub dźwięk, u słuchacza aktywowane będą dodatkowo rejony mózgu odpowiedzialne za te właśnie aktywności. 

Przy opowieści umysły mówcy i słuchaczy pracują „większą parą”, w dodatku w swoistym sprzężeniu, gdzie każdy aktywnie przeżywa komunikaty, korzystając z własnych zasobów wiedzy. Mózg rekonstruuje znaczenie wypowiedzi posiłkując się obrazami, przy czym wyobraźnia każdego słuchacza będzie pracować na własnych zasobach danych. Przykładowo jeżeli opowiadana historia dzieje się w lesie, wywoła w wyobraźni każdego mówcy i słuchacza odmienne doznania co do opisywanego miejsca, gdyż mózg każdego z nich poskłada obraz lasu z kolażu fragmentów zapisanych we własnej pamięci. W każdym przypadku będzie to inny las, tym niemniej zawsze będzie to właśnie las. 

Wpływ opisanego wyżej mechanizmu na procesy poznawcze jest znaczący i wielopłaszczyznowy. Zwiększenie skali aktywności mózgu przy przyswajaniu jakiejś informacji ma między innymi znaczny wpływ na jej zapamiętywanie. Zwięzły fakt, który po prostu przyjmuje się do wiadomości, często równie szybko z niej umyka. Opowieść o tym samym, aktywizować będzie mocniej i więcej obszarów mózgu, o wiele lepiej zapadając przez to w pamięć.

Akademickim przykładem działania tego mechanizmu jest popularna historia kanapki. Historyczna plotka głosi, że kanapka została wymyślona w połowie XVIII wieku przez brytyjskiego arystokratę Johna Montagu, hrabiego Sandwich. Jeżeli ktoś tej plotki dotychczas nie znał, to najpewniej zapomniałby o niej po paru chwilach. 

Można jednak przedstawić to samo zupełnie inaczej, w formie opowieści. W osiemnastowiecznej Anglii żył pewien arystokrata – John Montagu – noszący szlachecki tytuł czwartego earla hrabstwa Sandwich. Hrabia uwielbiał grywać w karty a jego pasja zajmowała mu długie godziny. Gdy przesiadywał z innymi graczami przy karcianym stole nieraz doskwierał mu głód. Niestety trudno było trzymać karty w dłoniach i jednocześnie jeść nieporęczne i tłuszczące palce przekąski. Nasz zapalony karciarz nie chciał jednak przerywać gry dla posiłków i wynalazł rozwiązanie tego problemu. Kiedy zgłodniał przy grze, życzył sobie by służba przynosiła mu plaster mięsa ułożony między dwiema kromkami opiekanego chleba. Dzięki temu mógł w jednej ręce trzymać karty i patrzyć na nie, a w drugiej trzymać tosty przełożone smakowitą wędliną, które sobie podjadał. Inni współgracze szybko podchwycili ten pomysł, zaczęli zamawiać „to samo co Sandwich” i w ten sposób tytuł hrabiego już na stałe przylgnął do tego dania.

Jeżeli ktoś dotychczas nie znał tej anegdoty, to zapewne od teraz utrzyma ją w pamięci na długo, o wiele dłużej niż samą przedstawioną na wstępie zwięzłą informację. Różnica wynika z poziomu aktywności mózgu przy przetwarzaniu komunikatów prezentowanych w obu formach. Zwięzła informacja o historii kanapki aktywizuje rejony mózgu odpowiedzialne za przekład słów na znaczenie, opowieść o historii kanapki uruchamia dodatkowo ośrodki odpowiedzialne za motorykę małą, wzrok, dotyk i smak.

Powyższy akademicki przykład dobrze obrazuje rolę opowieści jako narzędzia komunikacyjnego, który sami uczeni potrafią zresztą świadomie i efektywnie wykorzystywać. Nie jest przypadkiem, że konferencje TED – prelekcje naukowe popularyzujące różne idee – mają ściśle określony format, polegający na tym, że każdy wykład wygłaszany jest przez autora na żywo bezpośrednio do obecnego na sali audytorium, jest w tym czasie nagrywany i dopiero później montowany i publikowany. Taki format z samego założenia bazuje na opowiadaniu, gdzie żywe słowo wymieniane między mówcą a słuchaczami zwielokratnia siłę przekonywania argumentów i zapamiętywalność głoszonych treści. 

Te same mechanizmy poznawcze działają w szeroko pojmowanym dyskursie prawniczym, w tym również w postępowaniach sądowych lub administracyjnych. Już popularne prawnicze pojęcie „kazusu” zawiera w sobie jakiś pierwiastek opowieści. Funkcja poznawcza kazusów sprowadza się do przedstawienia zagadnień prawnych na przykładach konkretnych sytuacji, w których znajdują one zastosowanie, dzięki czemu abstrakcyjne koncepcje stają się bardziej zrozumiałe i są lepiej zapamiętywane.

W dalszej części wpisu przedstawiam dwa kazusy, z dwóch biegunów podejścia do prezentacji stanu faktycznego, to jest jako zbioru okoliczności spajanych logicznymi regułami i zbioru okoliczności spajanych narracją. Mają one wspólny mianownik w postaci wpływu funktorów zdaniotwórczych na proces wnioskowania prawniczego, ale diametralnie różnią się formą. Zastrzegam, że nie chcę tutaj wartościować żadnej z tych form, każda z nich ma własne walory i mankamenty oraz własne zastosowania praktyczne. 

 

Pierwszy to kazus garnka, popularny w krajach anglosaskich. Pochodzi z praktyki orzeczniczej Teofila Parsonsa pełniącego na początku XIX wieku funkcję prezesa Sądu Najwyższego stanu  Massachusetts. Powód pozwał sąsiada, podnosząc, że tenże rozbił pożyczony mu żelazny garnek, w którym miał sobie ugotować obiad. Pozwany twierdził, że nigdy nie pożyczał żadnego garnka, oraz że używał go ostrożnie, a także że garnek był rozbity i bezużyteczny gdy go pożyczał, jak również że pożyczył garnek od kogoś innego niż powód, a także że garnek ten był własnym garnkiem pozwanego, a powód nigdy nie był właścicielem żadnego garnka w tym żelaznego, oraz że pozwany w ogóle nigdy nie miał żadnego garnka.

 

Drugi kazus jest o wiele bardziej rozbudowany i obejmuje obszerny fragment uzasadnienia wyroku Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim z 22 kwietnia 2014 roku, sygn. IV Ka 163/14, pobranego z publicznie dostępnego portalu orzeczeń. O ile uprzedni kazus nie wymaga komentarza, o tyle w tym przypadku warto na wstępie krótko naświetlić temat.  W postępowaniu karnym obowiązuje zasada, że w procesie opartym na dowodach poszlakowych ustalenia faktyczne można uznać za prawidłowe jedynie wówczas, gdy wykluczona jest jakakolwiek inna hipotetycznie możliwa wersja zdarzeń. Choć zasada ta wydaje się relatywnie prosta, to sama ilość orzeczeń sądów odwoławczych kwestionujących jej zastosowanie wskazuje na problemy z jej przyswajaniem. 

Jeżeli ktoś nie znał uprzednio powyższej reguły, to zapewne już w tym miejscu miałby problem z jej powtórzeniem lub sparafrazowaniem, mimo że zaledwie jedno inne zdanie dzieli czytelnika od jej treści. Tymczasem można ją zobrazować w zupełnie odmienny sposób, przy pomocy opowieści. Słowo „obrazować” jest tu jak najbardziej na miejscu, gdyż kolejnych akapitów zupełnie dosłownie wyłania się omawiane zagadnienie prawne. W mojej ocenie, to znakomicie zredagowane uzasadnienie, wyjaśnia ideę procesu poszlakowego lepiej niż wszystkie podręczniki i komentarze procesu karnego razem wzięte a choć tekst jest długi, to z pewnością wart jest uważnej lektury.

 

Wyrok Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim  z 22 kwietnia 2014 r., IV Ka 163/14 

„W sprawie mieliśmy do czynienia z trzema osobowymi źródłami dowodowymi – z wyjaśnieniami oskarżonego, zeznaniami pokrzywdzonego i zeznaniami jedynego obiektywnego świadka zdarzenia – M.M. Każde z tych osobowych źródeł dowodowych przedstawiło nieco inną historię, co jeszcze nie dziwi, albowiem każdy człowiek widzący jakieś zdarzenie z innej perspektywy może odebrać je inaczej ( niczym w filmie Akiro Kurosawy pt: „Rashōmon”). Aby dojść do prawdy należy wysłuchać każdej z tych opowieści, spróbować odnaleźć wspólny ich rdzeń i zastanowić się, czy relacja któregoś z uczestników tych wydarzeń może służyć jako obiektywny punkt odniesienia. W w/w filmie (arcydziele światowego kina) okazuje się to niemożliwe, albowiem każdy z uczestników zajścia demonizuje innych, wybiela siebie i ma ukryty motyw aby kłamać. Jednak w przedmiotowej sprawie na szczęście jest inaczej, albowiem – jeżeli dobrze wczytać się w te zeznania i wyjaśnienia i skupić na konkretnym fragmencie, jakim było przejście oskarżonego obok samochodu pokrzywdzonego – okazuje się, że zeznania świadka M.M. (wyjaśnienia oskarżonego pokrywają się, a najbardziej odbiegającą wersją jest wersja pokrzywdzonego. Ponadto M.M. jest świadkiem obiektywnym i jego zeznania mogą służyć do weryfikacji pozostałych wersji. Istnieje również obiektywny dowód materialny w postaci zdjęć powstałych na pojeździe zarysowań, który został pominięty przez Sąd Rejonowy, a który ostatecznie pozwolił Sądowi odwoławczemu na stwierdzenie, iż wersja pokrzywdzonego jest niewiarygodna.

Przechodząc do konkretów, według świadka M.M. oskarżony szedł sobie chodnikiem, przed samochodem pochylił się i podniósł coś z ziemi, a potem dalej spokojnie szedł w pierwotnie obranym kierunku, przeszedł obok samochodu normalnie, nie wykonując żadnych dziwnych gestów, nie zatrzymując się przed nim ani nie cofając się, minął samochód jednostajnym tempem i szedł dalej w tym samym kierunku. Świadek nie usłyszał żadnego pisku, żadnego dźwięku rysowania po lakierze czy metalu, nie dostrzegł żadnego przedmiotu w ręku oskarżonego, mimo, że go obserwował nie zauważył, aby jakiś przedmiot wyrzucał.

To samo mówi oskarżony – przed samochodem schylił się, bo zobaczył leżącą na chodniku złotówkę, podniósł ją, po czym poszedł spokojnie dalej.

Natomiast pokrzywdzony twierdzi, że obserwując przechodzenie oskarżonego z balkonu swojego położonego na czwartym piętrze mieszkania zauważył, że ten pochyla się przed samochodem, potem przechodzi jednostajnym tempem obok niego, nie zatrzymuje się, nie cofa – i jak dotąd ta relacja zgodna jest z relacją oskarżonego i świadka M.M. Dalej jednak pokrzywdzony twierdzi, że usłyszał dźwięk – pisk metalu – to spowodowało, że wychylił się i zobaczył jeszcze, że oskarżony trzymając coś w dłoni rysuje bok jego samochodu. Ta część relacji pokrzywdzonego jest odosobniona i zdaniem Sądu Okręgowego niewiarygodna.

Przede wszystkim, nieprawdopodobne jest, iż w czasie przechodzenia oskarżonego obok samochodu dał się słyszeć pisk metalu. Gdyby tak było, musiałby go usłyszeć M.M., który był znacznie bliżej tego miejsca niż pokrzywdzony. Przypomnijmy, że pokrzywdzony stał na balkonie położonego na czwartym piętrze mieszkania, samochód stał na chodniku pod blokiem – zatem pokrzywdzony znajdował się w odległości co najmniej kilkudziesięciu metrów od potencjalnego źródła hałasu. Natomiast M.M. zeznał, że w chwili pochylania się przez oskarżonego ( jak się okazało po złotówkę) znajdował się w odległości około 20 metrów i zbliżał się, jechał bowiem rowerem w tym samym kierunku, w którym szedł oskarżony. Zatem w momencie przechodzenia oskarżonego obok pojazdu był w jego bezpośredniej bliskości. Nie jest możliwe, żeby M.M. nie usłyszał charakterystycznego, nieprzyjemnego i rozdzierającego pisku metalu, a jednocześnie usłyszał krzyk pokrzywdzonego ( który wołał z balkonu na oskarżonego ). W dodatku, gdy porówna się relację pokrzywdzonego z relacją M.M., ma się wrażenie, że byli oni w dwóch różnych miejscach. Pokrzywdzony opisywał, że było cicho, spokojnie, aż tu nagle rozdzierający hałas rysowanego metalu wtargnął w ten świat błogiej ciszy i spokoju. Tymczasem M.M. opisał, że słyszał ruch uliczny, bawiące się dzieci i inne typowe odgłosy osiedla – były one na tyle intensywne, że sam świadek na ich opisanie użył określenia „osiedlowy harmider” ( k. 102). Doświadczenie życiowe każdego człowieka mającego wątpliwą przyjemność mieszkać w bloku podpowiada, że na terenie wielkomiejskiego blokowiska o godzinie 16.00 w czerwcu jest głośno, hałaśliwie, tym bardziej, że był to zwykły dzień roboczy (czwartek).

Dlatego Sąd Rejonowy dając w całości wiarę pokrzywdzonemu naruszył dyspozycję art. 7 kpk, albowiem nie biorąc pod uwagę powyższych argumentów dokonał nieprawidłowej (niezgodnej z zasadami doświadczenia życiowego i logiki) oceny zeznań pokrzywdzonego. Prawidłowa ocena dowodów powinna prowadzić do wniosku, że pokrzywdzony jest po prostu niewiarygodny, koloryzował mówiąc, jakoby usłyszał dźwięk związany z zarysowaniem jego pojazdu. Zdaniem Sądu Okręgowego chciał w ten sposób uwiarygodnić swoją relację, wydawało mu się, że to oskarżony zarysował mu samochód i aby mu uwierzono twierdził, że słyszał ten dźwięk. W ten sposób chciał wykluczyć możliwość, że oskarżony tylko przechodził obok jego samochodu.

Czy wobec tego kłamstwa można przejść obojętnie i dać pokrzywdzonemu wiarę w pozostałym zakresie ? – zdaniem Sądu Okręgowego nie. W tej sprawie mamy do czynienia z sytuacją słowa przeciwko słowu, nie mamy żadnego konkretnego dowodu obciążającego oskarżonego poza zeznaniami pokrzywdzonego (bo M.M. jedyne co widział, to przechodzącego obok samochodu starszego pana, który wcześniej schylił się po złotówkę). Tylko zeznania pokrzywdzonego obciążają bezpośrednio oskarżonego, bo tylko on mówi o tym, jakoby widział rysowanie pojazdu i jednocześnie słyszał związany z tym dźwięk. W takim przypadku należy bardzo ostrożnie podejść do takiego źródła dowodnego. Kłamstwo co do zasadniczej, bardzo istotnej kwestii, jaką był rzekomo słyszalny pisk metalu, powoduje, że pozostałe wypowiedzi tego świadka również nie mogą zostać uznane za wiarygodne. Skoro bowiem pokrzywdzony fantazjuje na temat słyszalności dźwięku związanego z rysowaniem pojazdu, to może również kłamać na temat tego, że widział, jak oskarżony trzymając jakiś przedmiot w dłoni przeciąga nim po karoserii samochodu. Dlatego Sąd Rejonowy błędnie ocenił zeznania pokrzywdzonego jako wiarygodne w całości. Są one wiarygodne jedynie w tej części, w jakiej pokrywają się z zeznaniami jedynego obiektywnego (i słusznie uznanego za wiarygodnego przez Sąd Rejonowy) świadka w osobie M.M.

Zatem podsumowując – prawdą jest, że oskarżony przed samochodem pochylił się i podniósł coś z ziemi, a potem przeszedł obok tego samochodu poruszając się jednostajnym stałym tempem, nie zatrzymując się i nie cofając – w tej części zeznania pokrzywdzonego są wiarygodne. Nie jest prawdą, jakoby w tym czasie dał się słyszeć pisk metalu a oskarżony rysował karoserię samochodu trzymając coś w dłoni – ta cześć zeznań pokrzywdzonego jest niewiarygodna.

Czy wobec takiego ustalenia faktycznego można przypisać oskarżonemu sprawstwo? – wiemy, że oskarżony przeszedł obok samochodu, wiemy, że w ciągu 8 godzin (pomiędzy 8.00 rano a 16.00) na samochodzie pokrzywdzonego pojawiły się zarysowania. Czy wynika z tego, że to oskarżony zarysował ten samochód?

Przejście obok samochodu pokrzywdzonego to tylko poszlaka. Nie może być za taką poszlakę uznana wypowiedź oskarżonego, który już po wezwaniu policji w oczekiwaniu na jej przyjazd miał z uśmiechem powiedzieć pokrzywdzonemu, że mógł zaparkować w innym miejscu. Wbrew temu, co wydaje się świadkowi M.M. i co przyjął Sąd Rejonowy, nie jest to przyznanie się do winy. Takie słowa mógłby wypowiedzieć równie dobrze człowiek winny, jak i człowiek niewinny, którego niesłusznie posądza się o taki czyn, a który ma dosyć rzucającego oskarżenia człowieka i chce mu się odgryźć.

Zatem jedyną mocną poszlaką obciążającą oskarżonego jest to, że przechodził obok samochodu pokrzywdzonego wcześniej podnosząc coś z ziemi. Wobec tego, że M.M. obserwował oskarżonego i nie zauważył, żeby ten coś wyrzucał, należy przyjąć, że przedmiot ten oskarżony miał przy sobie w momencie zatrzymania przez policję i przeszukania go. Oskarżony zaś miał wówczas przy sobie jedynie kluczyk samochodowy i złotówkę. Tym samym wiarygodna jest jego wersja, że przedmiot, po który schylał się przed samochodem, to owa nieszczęsna moneta. Czy zatem poszlaka w postaci przechodzenia przez oskarżonego obok samochodu pokrzywdzonego ze złotówką w kieszeni jest wystarczająca, aby przypisać mu inkryminowany czyn? – zdaniem Sądu Okręgowego nie, a to z jednego powodu, który umknął uwadze Sądu Rejonowego.

Otóż z materiału zdjęciowego zawartego w aktach sprawy (w tym ze zdjęć znajdujących się w opinii biegłego na k. 42) wynika, że na samochodzie pokrzywdzonego od strony, od której przechodził oskarżony, nie powstała jedna rysa. Istotnie, jedna z tych rys ciągnie się przez cały samochód, ale są jeszcze co najmniej dwie inne rysy, które nie mogły powstać równocześnie z tą jedną ciągnącą się przez całą długość samochodu, chociażby dlatego, że rysy te w pewnym momencie przecinają się. Zatem łącznie mamy do czynienia z co najmniej trzema rysami. Jedna z nich powstała w tylnej części samochodu zaczynając się od klosza tylnej lampy i już po kilku centymetrach urywa się – widać, że sprawca stracił kontakt z karoserią samochodu, prawdopodobnie narzędzie, którego używał, ześlizgnęło się. Druga rysa zaczyna się w tym samym miejscu co ta pierwsza (od klosza tylnej lampy) tylko kilka centymetrów wyżej – i ta biegnie już przez cały samochód, widać, że sprawca za pomocą używanego przedmiotu „wgryzł się” w karoserię, przedmiot ten zazębił się w lakierze na tyle, że sprawca pociągnął jedną długą rysę przez cały samochód. Powyższe wynika ze zdjęcia znajdującego się w opinii biegłego na k. 42 (zdjęcie na dole po prawej stronie). To jednak nie koniec – gdy uważnie przyjrzeć się innemu zdjęciu również umieszczonemu wśród czterech zdjęć na k. 42 opinii biegłego (zdjęcie na górze po prawej stronie) widać trzecią rysę, która zaczyna swój bieg kilkanaście centymetrów dalej niż w/w dwie pierwsze rysy i wije się wzdłuż całego samochodu, kilkukrotnie przecinając linię drugiej, najbardziej widocznej rysy. Aby dostrzec to na tych zdjęciach trzeba się skupić i wytężyć uwagę, gdyż tylko jedna z tych rys (ta środkowa) jest wyraźnie widoczna – lecz przecież biegły załączył do swej opinii płytę CD ze zdjęciami (znajduje się w kopercie na k. 55 akt sprawy). Szkoda, że przed Sądem Rejonowym nie doszło do odtworzenia zawartości tej płyty (Sąd Okręgowy sobie tego trudu zadał). Znajdują się tam te same zdjęcia co wydrukowane i umieszczone w pisemnej opinii biegłego (a także liczne inne zdjęcia). Zdjęcia na płycie mają tę przewagę, że pozwalają na obejrzenie obrazu w wyższej rozdzielczości, na powiększenie go. Zabieg ten pozwala na łatwe dostrzeżenie w/w trzech rys, które na zdjęciach zawartych w opinii też są dostrzegalne, ale wymaga to dosyć bystrego wzroku.

Powyższe ma kolosalne znaczenie dla rozstrzygnięcia przedmiotowej sprawy, albowiem układ, kształt, umiejscowienie i charakter tych rys wskazują, że nie ma takiej możliwości, aby wszystkie trzy powstały w czasie jednego, miarowego przejścia obok samochodu. Już powstanie pierwszych dwóch rys wymusiłoby na sprawcy co najmniej zatrzymanie się i sięgnięcie za siebie, aby ponownie zacząć zarysowywać samochód od tego samego miejsca (czyli od klosza tylnej lampy). Powstanie trzeciej z tych rys wymagałoby cofnięcia się praktycznie o całą długość samochodu i dwukrotnego przejścia wzdłuż niego. Oczywiście mogło być tak, że najpierw powstały rysy pierwsza i trzecia, a potem druga – ale to również wymagałoby dwukrotnego przejścia wzdłuż samochodu. Stwierdzenie tego nie wymaga przeprowadzenia żadnego eksperymentu – wystarczy odrobina wyobraźni i zdolność do abstrakcyjnego myślenia. Jeżeli jednak czytelnik ma wątpliwości, wystarczy na chwilę wstać od biurka i spróbować przeprowadzić taką symulację – nie da się postawić tak umiejscowionych trzech rys w czasie jednego, spokojnego i płynnego przejścia.

Podsumowując, rysy te nie mogły powstać w okolicznościach opisywanych przez pokrzywdzonego i świadka M.M., a wiec w czasie jednego, spokojnego przejścia przez oskarżonego wzdłuż samochodu, podczas którego oskarżony nie zatrzymywał się i nie cofał. A przecież pokrzywdzony zeznał, że od strony uwidocznionej na omawianych zdjęciach nie było wcześniej żadnej rysy – owszem, miał już porysowany samochód, ale z innych stron. Oznacza to, że wszystkie trzy uwidocznione na tych zdjęciach rysy powstały w dniu 13 czerwca 2013 roku pomiędzy godziną 8.00 a 16.00.

Należy jeszcze rozważyć, czy jest możliwe, aby oskarżony w w/w przedziale czasowym dwukrotnie podchodził do samochodu pokrzywdzonego (za pierwszym razem robiąc dwie rysy) i dopiero drugie przejście (kiedy wykonał trzecią rysę) zostało zauważone. Taką możliwość należy odrzucić jako nieprawdopodobną, albowiem oskarżony nie uszkadzałby ponownie tego samego samochodu, bo po co miałby to robić, gdyby już raz go zarysował, a ponadto, gdyby oskarżony nawet chciał ponownie uszkodzić ten sam samochód, to nie rysowałby tych samych elementów, tylko inne, aby powiększyć szkodę. Ponadto nie podchodziłby ponownie do tego samego samochodu, który uszkodziłby kilka godzin wcześniej, chociażby dlatego, że musiał zakładać, iż wykryto już pierwsze zarysowanie i samochód jest obserwowany.

Należy jeszcze rozważyć, czy możliwe jest, że najpierw jakiś inny sprawca tego samego dnia w tym samym miejscu dokonał dwóch zarysowań na tym pojeździe (i umknęło to uwadze pokrzywdzonego), a oskarżony, nie wiedząc o tym, już później zrobił trzecią rysę i został zauważony. Możliwość tą należy odrzucić jako piramidalnie wręcz nieprawdopodobną – oznaczałaby zaistnienie niezwykłego zbiegu okoliczności, polegającego na tym, że w mieście wielkości P. pojawiło się niezależnie od siebie dwóch sprawców niszczących samochody poprzez ich rysowanie i obaj znaleźli się w porównywalnym czasie w tym samym miejscu i zasadzili się na ten sam samochód rysując od tej samej strony te same jego elementy. Zdrowy rozsądek nakazuje odrzucić zaistnienie takiego zbiegu okoliczności, nic na taką możliwość nie wskazuje. Ponadto zasada tłumaczenia wątpliwości na korzyść oskarżonego również nakazuje odrzucić taką wersję, bo jej przyjęcie stanowiłoby odwrotność zasady in dubio pro reo i sprowadziłoby się do dorabiania na siłę teorii usprawiedliwiających przyjmowanie niekorzystnych dla oskarżonego ustaleń.

Odrzucić należy również hipotezę, że do zarysowania w trzech miejscach doszło za jednym razem dzięki użyciu jakiegoś umożliwiającego to narzędzia (przykładowo rozłożystej gałęzi albo dużego kamienia o nieregularnym kształcie). Przecież przy oskarżonym znaleziono jedynie kluczyk i złotówkę, a M.M. nie zaobserwował, aby oskarżony jakiegoś przedmiotu się pozbył przed przyjazdem policji.

Sąd Rejonowy nie odnosząc się do omówionych wyżej zdjęć, a w szczególności do uwidocznionych na nich trzech rys, rozumował nie opierając się na całości materiału dowodowego ujawnionego na rozprawie głównej – naruszono więc dyspozycję art. 410 kpk. Wywód Sądu Rejonowego nie może być więc uznany za logiczny, w jego rozumowaniu istnieje bowiem luka – naruszono wiec również dyspozycję art. 7 kpk. Powyższe naruszenia miały niewątpliwy wpływ na treść wyroku i doprowadziły do błędnych ustaleń faktycznych.

Zwrócić należy uwagę na jeszcze jeden wątek w tej sprawie. Jak wynika z opinii biegłego, samochód pokrzywdzonego porysowany był również w innych miejscach. Pokrzywdzony pytany o to na rozprawie bagatelizował to, mówiąc, że te inne rysy ma od dawna i nie przeszkadzają mu one. Ale co innego wynika z relacji jedynego obiektywnego świadka, jakim jest M.M. Zeznał on, że pokrzywdzony miał wykrzyczeć do oskarżonego, że „ma dość niszczenia jego samochodu”. Słowa te, w połączeniu z reakcją pokrzywdzonego, który nie pobiegł do samochodu zobaczyć, co się stało, tylko od razu gonił oskarżonego zarzucając mu zarysowanie samochodu, oraz w połączeniu z faktem, iż na samochodzie pokrzywdzonego jest wiele takich uszkodzeń, świadczą o tym, że na samochód pokrzywdzonego ktoś się uwziął – jednak nic nie wskazuje na to, żeby miał to być oskarżony, którego z pokrzywdzonym nic nie łączy i który nie miał z nim nigdy żadnego konfliktu. Jednocześnie tłumaczy to reakcję pokrzywdzonego, który widząc człowieka pochylającego się po coś przed jego samochodem i przechodzącego wzdłuż niego wyrobił sobie przekonanie, że oto widzi sprawcę prześladującego go od jakiegoś czasu – to dlatego wybiegł za nim ze słowami, że ma dość niszczenia jego samochodu nawet nie sprawdzając, czy z samochodem tym coś się w rzeczywistości stało.

Sąd przypisując oskarżonemu motyw działania naprawdę naruszył zasadę in dubio pro reo, bo doszukał się tego motywu mimo braku jakichkolwiek przesłanek ku temu. Oskarżony ani nie jest w sporze z pokrzywdzonym, ani nigdy nie demonstrował, że jest przeciwnikiem motoryzacji, w szczególności wojującym ze źle zaparkowanymi samochodami, ani samochód pokrzywdzonego nie był źle zaparkowany, ani nie przeszkadzał przechodzącym pieszym (bo chodnik w tamtym miejscu jest bardzo szeroki, to wręcz pasaż). Oskarżony sam jest kierowcą, sam zatem rozumie bolączki związane z trudnością w znalezieniu w mieście we współczesnym świecie miejsca do parkowania. Jednocześnie nie parkuje pod tym samym blokiem co pokrzywdzony bo mieszka gdzie indziej, a ponadto ma garaż, zatem nie może być tu również mowy o motywie związanym z rywalizacją o miejsce parkingowe. Podsumowując – oskarżony nie miał motywu, żeby zarysować pokrzywdzonemu samochód i wobec braku innych danych tak należało przyjąć, a nie doszukiwać się go na siłę.

Zatem – po odrzuceniu niewiarygodnych słów pokrzywdzonego o tym, że słyszał pisk metalu i widział rysowanie – mamy do czynienia z procesem poszlakowym, w którym jedyną obciążającą oskarżonego poszlaką jest to, że przechodził obok tego samochodu i miał pecha znaleźć przed nim złotówkę. W procesie poszlakowym do przypisania sprawstwa może dojść, jeżeli poszlaki w drodze logicznego rozumowania doprowadzą tylko do jednego końcowego wniosku z wyłączeniem innej możliwości. W przedmiotowej sprawie tak nie jest – pokrzywdzony nie widział pojazdu przez 8 godzin, w tym czasie mogły przejść obok niego dziesiątki osób, jedna z nich mogła zarysować w trzech miejscach pojazd, a oskarżony mógł być jedynie kolejnym przechodniem, który pojawił się tam już po zarysowaniu pojazdu i miał to nieszczęście, że poprzez schylenie się po złotówkę przed pojazdem przyciągnął uwagę pokrzywdzonego i wyrobił u niego przekonanie, iż to on jest sprawcą niszczenia jego samochodu.

Dlatego oskarżony nie wyczerpał znamion przestępstwa z art. 288 § 1 kk ani żadnego innego przestępstwa. Z tego powodu Sąd Okręgowy zmienił zaskarżony wyrok i uniewinnił go od popełnienia przypisanego mu czynu”.

Scroll to Top