Tata dilera – totalne pomieszanie ról procesowych
Tomasz Bacewicz
Reguły wykładni prawniczej nie są szczególnie przydatne przy interpretacji tekstów literackich, istnieją jednak i takie, przy lekturze których wiedza prawnicza bywa przydatna dla pełniejszego zrozumienia ich sensu. Do takich należy tekst piosenki „Tata dilera/Hardzone” Kazika na Żywo z albumu „Porozumienie ponad podziałami” wydanego w 1995 roku. To utwór do dziś popularny, co potwierdza jego trwały wkład w bieżącą historię polskiej muzyki. Mimo tej popularności nie spotkałem się dotychczas z wyjaśnieniem jego tekstu, który nie należy do najprostszych.
Poniższe opracowanie stanowi próbę interpretacji tekstu „Taty dilera” z prawniczego punktu widzenia i przybliżenia tych instytucji prawnych wiążących się z jego kontekstem, które mogą być przydatne dla lepszego zrozumienia sensu całego utworu.
„Chodził tyle lat aż wpadł w niski ton
Początek zeznania w sprawie którą znam
Niewiele się zmieniło w otoczeniu starym
Tyram dwadzieścia siedem lat pod tym zegarem”
Prawnicza perspektywa uwidacznia walor informacyjny całego przekazu, gdzie już w pierwszych słowach zwięźle ujęto znaczną ilość informacji. Drugi wers niesie ze sobą szczególnie obfity ładunek treści na temat faktycznego kontekstu historii opisywanej w utworze. Zdanie „początek zeznania w sprawie, którą znam” wskazuje, że mamy tutaj do czynienia z fragmentem protokołu obejmującym zeznania świadka. W postępowaniu sądowym świadek składa zeznania, w przeciwieństwie do oskarżonego, który może składać wyjaśnienia. Cały zwrot jednoznacznie kojarzy się z sędziowską praktyką w procesach karnych, by po wstępnych formalnościach poprzedzających właściwe przesłuchanie (takich jak ustalenie personaliów i relacji z oskarżonym, czy pouczenia), zadać pytanie, czy świadek zna sprawę, w której ma składać zeznania. Ten zwięzły zwrot jest w istocie bardzo istotny dla czasowej ekonomiki tej czynności procesowej, gdyż osoba stawająca jako świadek na sali rozpraw na ogół znajduje się w sytuacji dla siebie nietypowej, stresującej a co więcej może zupełnie nie wiedzieć czego przesłuchanie ma dotyczyć. Świadek otrzymuje formalne pismo z sądu, by stawić się w konkretnym dniu, godzinie i miejscu celem przesłuchania i niewiele więcej może z samej treści wezwania wywnioskować. Jeżeli wezwany nie jest osobiście zaangażowany w sprawę, w praktyce może się dowiedzieć o niej więcej dopiero na korytarzu przed salą rozpraw – od innych oczekujących lub z wywieszonej (lub obecnie: wyświetlonej) wokandy. Stąd też z perspektywy sędziego efektywnym rozpoczęciem przesłuchania może być proste pytanie, czy świadek zna sprawę – jeżeli nie, to sędzia przybliży świadkowi jej kontekst, aby dalsze czynności przebiegały szybciej i sprawniej.
Już z drugiego wersu można więc wnosić, że cały tekst to fragmenty protokołu rozprawy sądowej w sprawie karnej obejmujące przesłuchanie świadka.
Ten rodzaj dokumentu nie wydaje się szczególnie dogodny jako nośnik wypowiedzi artystycznej. Protokół jest sformalizowanym, syntetycznym zapisem z proceduralnej czynności, ograniczony jest wyłącznie do wybranej części informacji, odarty z emocji, pozbawiony jakichkolwiek ozdobników czy środków stylistycznych zwiększających estetykę lub płynność prezentowanej treści. Nie mam wiedzy, czy utwór opiera się na rzeczywistych fragmentach protokołu rozprawy, czy też stanowi w całości wytwór wyobraźni autora jedynie wzorowany na formie protokołu, tym niemniej tekst piosenki dość dobrze odpowiada praktyce.
Procedura przesłuchania każdego świadka składa się zasadniczo z dwóch faz: swobodnej wypowiedzi i pytań. W pierwszej fazie przesłuchiwany przedstawia wszelkie znane mu fakty związane z celem przesłuchania, w drugiej odpowiada na pytania, które kierunkują jego wypowiedzi w stronę okoliczności, które pytający uważa za istotne. W praktyce obie te fazy mogą się przeplatać, ale z procesowego punktu widzenia kluczowym jest to, że każde przesłuchanie pełni praktyczną funkcję, to jest ma stanowić dowód umożliwiający ustalenia faktyczne dotyczące kwestii istotnych dla stosowania prawa w konkretnej sprawie. Zasadniczym celem takiej czynności procesowej jest uzyskanie konkretnych informacji, które w toku przesłuchania utrwalane są w sformalizowanym dokumencie, czyli protokole.
Pozostałe wersy pierwszej strofy są trudniejsze w interpretacji. Najwięcej problemów sprawia pierwsze zdanie: „Chodził tyle lat, aż wpadł w niski ton”. Prawdopodobnie to również fragment wypowiedzi świadka, poprzedzający pierwsze merytoryczne pytanie sądu o znajomość sprawy. Praktyka prawnicza może tutaj rzucić nieco więcej światła na sens tego stwierdzenia. Jeżeli świadek jest wyraźnie zestresowany nietypową dla siebie sytuacją procesową, w dodatku stanowiącą rodzaj publicznego wystąpienia, sędzia może poprzedzić procedurę przesłuchania od mniej formalnych kwestii, niezwiązanych bezpośrednio z przesłuchaniem. Krótka i uprzejma wymiana słów między osobą sędziego a świadkiem na neutralny temat, może znacznie zredukować poziom stresu przesłuchiwanej osoby, co nie tylko jest wyrazem uprzejmości i podmiotowego traktowania innej osoby, ale jest też działaniem pragmatycznym, gdyż może – niewielkim nakładem czasu – znacząco usprawnić przebieg tej czynności procesowej. Pierwszy wers zapewne jest fragmentem takiej nieformalnej rozmowy, do której dalej nawiązują kolejne wypowiedzi: „niewiele się zmieniło w otoczeniu starym, tyram dwadzieścia siedem lat pod tym zegarem”. Użycie potocznego słowa „tyrać”, oznaczającego ciężką mozolną pracę, może również pośrednio wskazywać na mniej formalną atmosferę tej części, choć może też wskazywać na niski poziom obycia procesowego lub wykształcenia świadka, gdyż w wystąpieniach przed sądem na ogół unika się używania potocznych słów, o ile poziom emocji nie ogranicza mówcy kontroli jego wypowiedzi.
Całość tej początkowej wypowiedzi świadka obejmuje zapewne luźną konwersację z sędzią i dotyczy najpewniej właśnie zegara, który musi być zatem jakoś z budynkiem sądu związany i na tyle charakterystyczny, by nadawał się na zagajenie neutralnej rozmowy. Kontekst wypowiedzi jest ubogi, ale jeżeli fragment ten pochodzi z autentycznego protokołu, to niewykluczone, że cała rzecz dzieje się w budynku krośnieńskiego sądu, którego fasadę zdobi zegar Pierwszej Krajowej Fabryki Zegarów Wieżowych Michała Mięsowicza w Krośnie – przedwojennego, znanego w całej Polsce producenta takich urządzeń. Ten zabytkowy zegar był zamontowany w 1912 roku, chodzi do dziś a niewątpliwie zegary tego renomowanego producenta wyróżniają wszystkie budynki, w których są zamontowane (np. w Krakowie zegar od Mięsowicza zamontowany jest w Domu Pod Globusem na rogu ul. Długiej). Świadek mógł kojarzyć taki sam lub podobny zegar z okolicy swojego miejsca pracy a „niski ton” może odnosić się do zegarowego dzwonu – nie wiem, czy egzemplarz w budynku krośnieńskiego sądu miał dzwon, ale z pewnością w różnych zegarach z fabryki Mięsowicza były one montowane.
Podsumowując, już z pierwszej strofy można wywodzić, że rzecz dzieje się w sądzie, a jeżeli protokół opiera się na prawdziwym przesłuchaniu, można z dużym prawdopodobieństwem określić jego adres: Krosno, ul. Sienkiewicza 12.
Kolejna strofa potwierdza jednoznacznie rodzaj opisywanej sytuacji procesowej:
„Wysoki Sądzie! Ja z narkotykami
Miałem tyle wspólnego, co z Mercedesami
Czyli nic. I nigdy nie uwierzę
Aby moje dziecko miało cokolwiek z tym bliżej”.
W tym miejscu rozpoczyna się swobodna wypowiedź świadka na temat znanej mu sprawy. Na rozprawie świadek zwraca się wyłącznie do osoby sędziego, nawet jeżeli otrzymuje pytania od innych osób, a charakterystyczny zwrot „Wysoki Sądzie” jest typowym sposobem adresowania ustnych wypowiedzi uczestników rozprawy. Z tego fragmentu wynika też, że sprawa dotyczy narkotyków a oskarżonym jest w niej syn świadka. Z procesowego punktu widzenia to dość szczególna sytuacja, gdyż ojciec oskarżonego, jako jedna z najbliższych mu osób, jest uprawniony do odmowy składania zeznań. Zeznawanie jest dla bliskich krewnych suwerenną decyzją a sąd nie może w ogóle wnikać w motywacje ewentualnego skorzystania z prawa odmowy zeznań. Za tą zasadą procesową stoi logika, że prawo nie może zmuszać nikogo do obciążania swych bliskich, co więcej ocena ich zeznań wymaga od sędziego szczególnego krytycyzmu, gdyż w praktyce należy zawsze liczyć się z tym, że osoby bliskie mogą mieć faktycznie znacznie ograniczoną swobodę wypowiedzi a ponadto – o ile same nie są pokrzywdzone – najpewniej będą swymi zeznaniami starały się pomóc oskarżonemu, bądź to odpowiednio manewrując prawdziwymi wypowiedziami (np. by pominąć niekorzystne okoliczności), bądź zatajając istotne informacje lub zwyczajnie kłamiąc. Takie sytuacje, choć niepożądane i zakazane, są po prostu naturalne i ludzkie, zatem sędzia zawsze musi ostrożniej oceniać zeznania osób bliskich oskarżonemu, niż mu obcych.
Ten fragment utworu u praktykującego prawnika może już wywoływać pewne oczekiwania odnośnie dalszego toku wypowiedzi. Skoro ojciec nie odmówił składania zeznań a sprawa dotyczy narkotyków, to najpewniej nie jest to świadek powołany przez oskarżyciela lecz raczej wskazany przez oskarżonego lub obrońcę dla przedstawienia okoliczności korzystnych dla oskarżonego. Świadek na wstępie deklaruje brak swojej wiary w prawdziwość zarzutu stawianego dziecku, co pozornie koresponduje z tym oczekiwaniem, ale już tutaj pojawia się pewien dysonans. Zeznania powinny dotyczyć wyłącznie obiektywnych faktów, czyli koncentrować się na zdaniach twierdzących lub przeczących o konkretnych okolicznościach. Tutaj mamy natomiast jedynie wyraz pewnego przekonania, deklarowana niewiara jest jedynie opinią a nie faktem i takie stanowisko ze swej istoty nie może nic wnosić nic do sprawy.
Znamiennym jest tutaj również porównanie, w którym świadek posługuje się analogią, przyrównując swoją relację z narkotykami do mercedesów, uchodzących za swego rodzaju wyznacznik luksusu. Tym porównaniem neguje własny związek ze środkami psychoaktywnymi, jednocześnie wskazując na swój niski stan majątkowy, ale przecież żadna z tych kwestii obiektywnie nie ma absolutnie żadnego związku ze sprawą. Świadek formalnie nie jest o nic oskarżany, ma w procesie przedstawiać informacje istotne dla potencjalnej odpowiedzialności karnej oskarżonego, tymczasem w tym przypadku ojciec już rozpoczyna swoje zeznania od uwag dotyczących swojej własnej osoby, które siłą rzeczy nie mogą mieć kompletnie żadnego znaczenia dla wyniku procesu. Mimo że wypowiedź pada w pierwszej fazie przesłuchania obejmującej swobodną wypowiedź, w praktyce sędzia szybko zacząłby kierować uwagę świadka w stronę istotnych kwestii i tak najpewniej dzieje się w tym przypadku, gdyż świadek zeznaje dalej:
„Od niedawna chodził ubrany lepiej
Niż jego rówieśnicy ze szkoły średniej
Ale ja go nie pytałem ja czasu nie miałem
By dać żreć im wszystkim na dwie zmiany tyrałem”
Praktycy prawa z każdym kolejnym wersem mogą wpadać w coraz większy dysonans z oczekiwaniami. Wskazanie niedawnej zmiany sytuacji materialnej oskarżonego nie jest dla niego w żaden sposób korzystne w kontekście sprawy karnej związanej z narkotykami, stanowiąc raczej niewygodną dla niego poszlakę. Fragment ten zawiera też istotną dodatkową informację, że oskarżony jest tzw. młodocianym, którym zgodnie z kodeksem karnym jest sprawca, który w chwili popełnienia czynu zabronionego nie ukończył 21 lat a w czasie orzekania 24 lat. Skoro rówieśnicy oskarżonego chodzą do szkoły średniej niewątpliwie kwalifikuje się on do tej kategorii, co przekłada się na wiążące sędziego dyrektywy wymiaru kary – sąd ma się w takim przypadku kierować przede wszystkim tym, aby sprawcę wychować i może też stosować nadzwyczajne złagodzenie kary.
Od ojca stawającego do przesłuchania w takiej właśnie sytuacji można najbardziej spodziewać się albo odmowy zeznań albo przemowy zbliżonej do mowy obrończej, skoro sąd w tym przypadku ma większą swobodę orzekania i przy uznaniu oskarżonego za winnego popełnienia czynu zarzucanego mu aktem oskarżenia, może orzec łagodniejszą karę, kierując się względami jego wychowania. Tymczasem już po pierwszym zdaniu świadek dryfuje ponownie do swojej osoby, usprawiedliwiając własną niewiedzę o sytuacji syna koniecznością ciężkiej pracy dla utrzymania rodziny. Już w tym miejscu coraz wyraźniej uwypukla się intrygujące pomieszanie ról procesowych: ojciec zamiast zeznawać na korzyść syna, albo przynajmniej na temat sprawy, zaczyna przedstawiać niezbyt składną linię obrony własnej osoby, mimo że znajduje się w sytuacji procesowej świadka, któremu nikt żadnych formalnych zarzutów nie stawia. W dodatku w wypowiedzi ponownie wplata potoczne słowa, których jak wyżej wskazano raczej unika się w wystąpieniach przed sądem, co w tym miejscu wskazywać może na natężające się emocje zmniejszające kontrolę wypowiedzi.
Świadek dalej konsekwentnie kontynuuje wypowiedź w tym kierunku i zapewne w jej toku jest ponownie napominany przez sędziego, by trzymał się sprawy:
„Jego brat jest we wojsku jak Pan Bóg przykazał
Siostra starsza ma męża na medal
Siostra młodsza w tym roku kończy podstawówkę
Nie wierzę że sprzedaje narkotyki uczniom”
Z wypowiedzi wynika, że oskarżony wywodzi się z rodziny wielodzietnej, ale okoliczności związane z liczbą i sytuacją rodzeństwa nie mają praktycznego znaczenia dla prawnej sytuacji oskarżonego. Kłopotliwa językowo fraza „we wojsku” może być regionalizmem charakterystycznym dla południa Polski (co korespondowałoby z przypuszczeniem, że sprawa może toczyć się przed krośnieńskim sądem) lub ponownie wskazywać na niski poziom wykształcenia świadka, gdyż nie jest ona zgodna z formalnymi prawidłami wymowy języka polskiego. Wypowiedzi te wskazują też, że świadek ma tradycjonalistyczny i konserwatywny światopogląd na rodzinę, za porównywalnie istotne przejawy życiowej stabilności uznając zasadniczą służbę wojskową i małżeństwo. Zestawienie obok siebie odrębnych, niezwiązanych ze sprawą kwestii stanowi po prostu kolejne okoliczności podnoszone przez świadka na własną obronę, poprzez podkreślanie przynoszących efekty trudów wychowawczych pozostałych dzieci.
Dopiero w ostatnim zdaniu strofy pojawia się ponownie treść dotykająca przedmiotu sprawy – być może na napomnienie sędziego nie ujęte w protokole – która już jednoznacznie wskazuje na to, że zarzut aktu oskarżenia obejmuje handel narkotykami, stanowiący obecnie przestępstwo z art. 59 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, aktualnie zagrożone karą od roku do 10 lat pozbawienia wolności a w przypadkach mniejszej wagi karą ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. W połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy wydawano album z tym utworem, przestępstwo takie było nieznacznie niżej penalizowane z art. 30 ustawy o zapobieganiu narkomanii. Niezależnie od zmian stanu prawnego, przestępstwo takie od lat jest surowo karane w polskim prawie, sprawa była zatem dość poważna. Poza informacją umożliwiającą kwalifikację prawną czynu, w omawianym zdaniu dotyczącym sprawy nie ma żadnej nowej wiedzy świadka o faktach mających znacznie dla rozstrzygnięcia a jedynie o jego przekonaniu, które siłą rzeczy nie może mieć żadnego praktycznego znaczenia przy ustalaniu stanu faktycznego sprawy przez sędziego.
Dalej pojawia się refren z wielokrotnie powtarzanym zwrotem „dobry chłopak był i mało pił”. Zważywszy kontekst to szczególnie przejmujący i nośny w emocjonalną treść fragment. Jak wyżej wskazałem, protokół to sformalizowany dokument, obejmujący wyłącznie wypowiedzi przesączone przez proceduralne ramy, które niejako czyszczą je z emocji, dehumanizując sam przekaz. Przez tę formę ów cytat może jawić się jako absurdalny i groteskowy, gdyż wydaje się jeszcze bardziej oderwany od sprawy niż reszta zeznań. Jednakże jeżeli zapomnieć na chwilę o procesowym kontekście utworu i zastanowić nad bardziej typowym dla takiej wypowiedzi, to jasnym staje się, że takich właśnie słów można się szybciej spodziewać z ust ojca na pogrzebie syna niźli na rozprawie. To przesunięcie kontekstów jest bardzo wymowne, wskazuje wyraźnie, że z punktu widzenia świadka postawienie jego syna w stan oskarżenia stanowi zdarzenie zbliżone w ciężarze skutków do śmierci. Umieszczenie tego zwrotu w sformalizowanych ramach protokołu ukrywa ludzki wymiar tragizmu tej sytuacji, sprowadzając historię ludzkiego i rodzinnego dramatu do suchej relacji z akt postępowania. Wielokrotne powtórzenie tego właśnie fragmentu stanowi pierwsze wyraźne odstępstwo dotąd dość wiernie naśladowanej formy protokołu, która takiego rodzaju środka w ogóle nie używa (chyba że przez błąd protokolanta), co przykuwa uwagę i ułatwia słuchaczowi intuicyjne wyczucie kontekstowego pomieszania i rozpaczliwego wydźwięku tego właśnie zdania.
W dalszej części szybko postępuje pomieszanie ról procesowych, gdzie świadek zamiast zeznawać na temat, konsekwentnie przedstawia niezborną obronę własnej osoby:
„Pod zegarem tym w mojej fabryce starej
Co rok ponad plan normy wyrabiałem
Teraz trzeba się wypruć by rodzinę utrzymać
Nie mogłem po pracy jeszcze nad nimi czuwać”
Z tego fragmentu można wnosić, że świadek wykonuje pracę fizyczną w zakładzie produkcyjnym, który znajduje się w okolicy zegara podobnego do tego z budynku sądu. Jeżeli trafna jest hipoteza dotycząca zegara Mięsowicza, może chodzić o zakład zlokalizowany gdzieś w Krośnie lub jego pobliżu. Cała wypowiedź ma stanowić usprawiedliwienie ciężką pracą dla braku zaangażowania czasowego w wychowanie dzieci, co siłą rzeczy nie może wpływać na prawnokarną ocenę zarzutów objętych aktem oskarżenia. W praktyce po takiej dygresji sędzia najpewniej ponownie przywoływałby świadka, by zeznawał na temat, w szczególności że na tym etapie byłoby już raczej jasnym, że swobodna wypowiedź nie zmierza w kierunku okoliczności choćby potencjalnie miarodajnych dla rozstrzygnięcia. Niewykluczone, że taka reprymenda istotnie pada poza protokołem, gdyż w kolejnym fragmencie świadek powraca w kierunku przedmiotu sprawy:
„Wysoki Sądzie powtarzam nie uwierzę
Że mój młodszy syn choć narkotyków sam nie bierze
Sprzedaje je w mieście ludziom bardzo młodym
Przecież kiedyś wygrał w ping ponga zawody”
Ponownie wyrażona jest tutaj jedynie opinia o okolicznościach podnoszonych w akcie oskarżenia, z której pośrednio wynika jedynie to, że według odrębnych ustaleń oskarżony sam nie korzysta ze środków psychoaktywnych, zatem nie posiada ich na własny użytek. Na poparcie deklarowanego braku wiary świadek przywołuje wcześniejszą sportową aktywność syna, co w oczywisty sposób nie ma kompletnie żadnego związku ze sprawą. Na sali rozpraw sędzia zapewne przy takich wypowiedziach definitywnie przeszedłby do fazy pytań, widząc, że wypowiedzi świadka w oczywisty sposób odbiegają od rejonów mających jakąkolwiek przydatność w sprawie. I w tekście utworu w tym właśnie miejscu następuje niewielki zwrot w kierunku konkretnej okoliczności, na którą świadek zapewne został nakierowany pominiętymi w protokole pytaniami sędziego o edukację syna:
„Nie wierzę też że do szkoły przestał chodzić
Trzy lata temu przecież mówił mi że chodzi
Świadectwa nie widziałem powiedział że zgubił
Po pracy sił nie miałem aby z nim pomówić”
Ponownie zamiast faktów pojawia się jedynie opinia, deklaracja braku wiary odnośnie tego, że syn świadka przerwał naukę kilka lat wcześniej, która jak wynika z wcześniejszego fragmentu przebiegałaby w tym czasie na etapie szkoły średniej. Opinia taka ponownie nie ma żadnego znaczenia, tym bardziej, że zapewne na kolejne pytanie sądu, okazuje się, że świadek nie kojarzy obiektywnego dowodu w postaci świadectwa ukończenia ostatniej klasy, co szybko zaczyna usprawiedliwiać własną ciężką pracą, w efekcie zeznania definitywnie dryfują w zagadnienia oderwane od przedmiotu postępowania:
„Moja żona bezrobotna obiady gotuje
Kiedyś za Romaszewskim na Jaskiernię głosuje dziś
Lepiej kiedyś było panie sędzio
Nie wierzę że mój syn sprzedaje to dzieciom”
Z powyższego wynika, że świadek jest jedynym żywicielem rodziny, pomijając dorywcze zajęcia żony. Wskazanie na sposób głosowania żony ma spory ogólny walor informacyjny. Obaj kandydaci w ostatniej dekadzie ubiegłego stulecia byli prominentnymi politykami, z przeciwnych stron politycznej barykady. Zbigniew Romaszewski był działaczem opozycyjnym w czasach PRL a później senatorem, z kolei Jerzy Jaskiernia był działaczem PZPRowskim (po transformacji odpowiednio: post-PZPRowskim), później pełnił też funkcję ministra sprawiedliwości w latach 1995-1996 w rządzie Józefa Oleksego. Fragment ten jednoznacznie wskazuje zatem na czas prowadzenia postępowania w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku, najpewniej właśnie w roku 1995.
Poprzez odwołanie do głosowania świadek albo upatruje korzystnej dla siebie okoliczności w swego rodzaju oportunizmie politycznym, w dodatku cudzym – to jest w głosowaniu żony na przedstawicieli zwycięskich partii politycznych, albo wyraża zawoalowaną negatywną ocenę skutków przemian gospodarczych okresu transformacji. W każdym przypadku wskazuje to na sporą nieporadność w konstruowaniu całego wystąpienia i wątłość własnej linii obrony, która nie dość że zupełnie zbędna w jego pozycji procesowej, to opiera się na argumentach o niewielkiej sile przekonywania.
Cały wywód kończy się stwierdzeniem, że kiedyś było lepiej, co pozornie jest tezą rzuconą jakby mimochodem, ale ma w istocie fundamentalne znaczenie dla interpretacji utworu. W tym miejscu warto zwrócić uwagę, że w tej wypowiedzi kierowanej do osoby sędziego, świadek odstępuje od standardowej formy, przechodząc na bardziej bezpośrednią, choć nieprawidłową. To wskazuje, że kwestia ta jest dla niego bardzo istotna, skoro najwyraźniej zapomina o znanym przecież sobie zwrocie. Takie zachowanie stanowi wyraźny ślad silnych emocji, które musiały przy tej czynności procesowej towarzyszyć świadkowi, a które to forma protokołu skutecznie skrywa w tych pięciu pozornie neutralnych słowach: „lepiej kiedyś było panie sędzio”.
Zeznania kończą się kolejną deklaracją świadka na temat stawianego synowi zarzutu handlu narkotykami, która ponownie jednak nie stanowi w ogóle twierdzenia na temat faktu a jedynie opinię, która, jako pogląd nie może mieć żadnego znaczenia dla ustaleń faktycznych.
Dalszą część utworu stanowi powtórzenie refrenu oraz pierwszych strof z paroma drobnymi zmianami, w tym tylko jedną merytoryczną dotyczącą liczby lat przepracowanych przez świadka. Od strony proceduralnej taki zabieg artystyczny może wskazywać, że wypowiedź powtarza się w kolejnej instancji, gdzie ojciec podtrzymuje wcześniejsze zeznania z tą jedną, drobną korektą obiektywnej okoliczności upływu czasu.
Całość utworu kończy się wielokrotnie powtarzanym angielskojęzycznym zwrotem „working hard for the hardzone now”, który niewątpliwie nie stanowi części zeznań świadka, lecz swego rodzaju wtręt wykonawcy. Prawnicza perspektywa nie jest tutaj przydatna do interpretacji. Mogę jedynie zgadywać, że wyrażenie hardzone nawiązuje bądź do angielskiego słowa hardcore, bądź do pojęcia stref mrozoodporności („hardiness zone”). W każdym przypadku trudno bez wiedzy o faktycznej intencji autora wykładać ten fragment. Nawiązanie do słowa hardcore może dotyczyć zarówno gatunku muzycznego jak i zawodu świadka. Termin ten wywodzi się z XIX wiecznego brytyjskiego żargonu budowlanego (gdzie wówczas jak i nadal oznacza kruszywo podsypywane pod fundament budynku dla jego stabilizacji) i w kolejnym stuleciu szybko rozprzestrzeniło się na wiele odległych dziedzin, znajdując zastosowanie między innymi w debacie politycznej, pornografii, czy muzyce i co ciekawe, mimo ewolucji wszędzie zachowuje ów „twardy rdzeń” swego pierwotnego, dosłownego znaczenia. Niewykluczonym jest jednak, że „hardzone” nawiązuje po prostu do stref klimatycznych, co w kontekście treści utworu mogłoby stanowić przenośnię życia w skrajnych warunkach egzystencjalnych, umożliwiających nie więcej niż samo przetrwanie. Z uwagi na oderwanie tego fragmentu od prawniczych konotacji, nie podejmuję się tutaj jego dokładniejszej interpretacji.
Podsumowując tę część opracowania, z perspektywy prawniczej mamy tu do czynienia z fragmentami protokołu rozprawy sądowej obejmującymi zeznania ojca, który występuje w charakterze świadka w procesie karnym w sprawie syna oskarżonego o handel narkotykami. Żadna z wypowiedzi świadka nie dotyczy okoliczności, które mogą być dla oskarżonego korzystne – te które odnoszą się do przedmiotu sprawy zawierają jedynie opinie lub wskazują na poszlaki niekorzystne dla oskarżonego. W zdecydowanie przeważającej części wystąpienie świadka zawiera próbę usprawiedliwienia nieprawidłowości w procesie wychowania dzieci, głównie z powołaniem się na konieczność wykonywania pracy zarobkowej dla utrzymania rodziny.
W tym miejscu mamy już mniej więcej jasny obraz całego utworu, umożliwiający próbę kompleksowej interpretacji jego sensu, czy też przynajmniej coś, co w prawniczym ujęciu stanowiłoby materiał wyjściowy do wykładni językowej i systemowej. Znamy treść oraz procesowy kontekst całej wypowiedzi, które łącznie determinują jej znaczenie.
Dla całościowej interpretacji kluczową rolę odrywa wielokrotnie podkreślane wyżej pomieszanie ról procesowych. Zamiast zeznań świadka mamy tutaj dość niezborną i nieskładną obronę własnej osoby tytułowego taty dilera, który stara się usprawiedliwiać ograniczone zaangażowanie czasowe w wychowanie dzieci. Świadek nie jest w pozycji procesowej, która wymagałaby jakiejkolwiek obrony, nikt formalnie nie stawia mu przecież żadnych zarzutów popełnienia przestępstwa lub choćby wykroczenia, ale mimo to stara się usprawiedliwiać i co więcej przedkłada to nad obronę syna, dla którego wsparcie najbliższej osoby byłoby w jego procesie pomocne. Wyraźnie świadek sam siebie za tę sytuację obwinia i się jej wstydzi, inaczej wszak nie podejmowałby się w ogóle obrony. Na ogół, tylko ktoś, kto sam czuje się obwiniony, szuka argumentów dla własnej obrony, a skoro sytuacja procesowa w jakiej znalazł się bohater utworu z założenia wykluczała jakiekolwiek sformalizowane zarzuty pod jego adresem, to znaczy że albo stawiał je sobie sam (choćby i nieświadomie), albo też padł ich celem ze strony osób niezwiązanych z wymiarem sprawiedliwości.
Pozornie mogłoby się wydawać, że takie ostentacyjne pomieszanie ról procesowych stanowi krytykę niefrasobliwego podejścia rodziców do wychowania dzieci. Byłaby to jednak interpretacja trywialna i bardzo niesprawiedliwa dla twórcy. Trudno bowiem podejrzewać, że zespół tej klasy co KnŻ w ogóle zadawałby sobie trud posługiwania się formą protokołu – co najmniej niegościnną dla artystycznego przekazu – tylko po to, by wyrazić parę krytycznych uwag pod adresem prostego robotnika. Małostkowość takiej krytyki zupełnie nie przystawałaby do osoby autora, którego twórczość można lubić bądź nie, ale nie sposób przypisywać jej zarzutu pretensjonalności.
W istocie rzeczy pomieszanie ról procesowych w tym utworze nie ogranicza się do poplątania roli świadka i oskarżonego, lecz sięga dużo głębiej, na zupełnie inny poziom. Faktycznie mamy tutaj bowiem do czynienia ze zręcznie ukrytymi zarzutami adresowanymi zupełnie poza krąg osób obecnych na rozprawie.
„Tata dilera” to antysystemowy akt oskarżenia, protest song zaszyty w formę protokołu rozprawy sądowej.
Dla pełnego zrozumienia sensu tego utworu koniecznym jest wyjście ponad jego warstwę tekstową, także z uwzględnieniem szerszej perspektywy historycznej, proceduralnej i prawnej.
W pierwszej kolejności warto ponownie skoncentrować się na specyficznej formie protokołu. Jedną z istotnych cech zapisu zeznań jest to, że są one wiernie zapisywane w pierwszej osobie, mimo że treść protokołu dyktowana była protokolantowi przez sędziego prowadzącego rozprawę. Świadek zeznawał, wypowiadając się w pierwszej osobie a sędzia po każdym fragmencie dyktował protokolantowi zdania, które miały być w podanej przez sędziego treści zapisane w protokole rozprawy. Rezultatem jest tekst syntetyczny, wyprany z emocji lub retorycznych ozdobników, ale dość wiernie referujący treść wypowiedzi i utrzymany w pierwszej osobie.
Utwór konsekwentnie uwzględnia tę specyfikę formy protokołu. Wykonawca dosłownie recytuje kolejne wypowiedzi świadka, wchodząc niejako w rolę tytułowego taty dilera i wypowiadając jego zeznania w pierwszej osobie. To bardzo istotny trop, dla pochwycenia sensu, gdyż samo to musi przeczyć prostej tezie, że mamy tu do czynienia z krytyką wykonywania przez świadka jego obowiązków rodzicielskich. Wykonawca, stosując formę pierwszej osoby i na potrzeby recytacji samemu przypisując sobie słowa świadka, musi wykazywać dużą empatię wobec tytułowego bohatera i chociaż niekoniecznie utożsamia się z jego stanowiskiem, to na pewno je dobrze rozumie. Jednocześnie surowa forma protokołu wyklucza jakiekolwiek ozdobniki, niejako przy okazji usuwając też sarkazm lub ironię, które byłyby dla krytyki właściwe a dla których bezduszność formy protokołu zwyczajnie nie daje żadnego miejsca. W tym przypadku próżno szukać choćby śladów różnicowania pozycji wykonawcy (recytującego protokół) i bohatera (świadka), w szczególności stawiania wykonawcy siebie ponad tytułowym tatą dilera a nawet sama forma protokołu w ogóle wyklucza jakiekolwiek środki, które mogłyby jednoznacznie wskazywać na krytyczny stosunek narratora wobec bohatera.
Co więcej, muzyczna konstrukcja utworu również konsekwentnie wpisuje się formę protokołu. Ciężkie i monotonne gitarowe riffy, tworzące bardzo nowatorską na owe czasy fuzję rapu i metalu, wręcz zaskakująco dobrze korespondują z tak niecodziennym dla muzyki tworzywem literackim. Zmiany modulacji głosu wokalisty bardziej podążają za monotonnym brzmieniem instrumentów i również nie wskazują na to, by wykonawca miał jakiś osobisty negatywny stosunek do prezentowanej treści zeznań. Pośrednio wskazuje na to fakt, że cały utwór całkowicie wolny jest od wulgaryzmów, całkiem popularnych przecież w tym gatunku muzycznym, a nawet niejako wpisanych w tę konwencję. Z jednej strony jest to konsekwencją wiernego trzymania się formy protokołu, w którym co do zasady nie padają one powszechnie (aczkolwiek oczywiście w praktyce występują, jeżeli dotyczą istotnych dla sprawy kwestii, np. opisu gróźb lub znieważenia), ale także wskazuje to na raczej neutralny stosunek wykonawcy do osoby świadka – krytycznemu artyście nic nie stałoby przecież na przeszkodzie, by wrzucić trochę bluzgów, choćby w jakieś didaskalia.
Z prawniczego punktu widzenia istotnym tropem jest kwestia wiarygodności. Zeznania świadków w procesie sądowym oceniane są głównie przez pryzmat kryterium wiarygodności, to jest zeznania, którym tego przymiotu brakuje, nie mogą być uwzględniane przy ustaleniach stanu faktycznego sprawy. Odrębną kwestią jest, czy zeznania dotyczą kwestii dla sprawy istotnych czy też nie, w tym zakresie zeznania mogą być mniej lub bardziej przydatne dla ustalenia poszczególnych okoliczności. Choćby jednak zeznania dotyczyły wyłącznie spraw kluczowych dla rozstrzygnięcia, to w przypadku braku ich wiarygodności nie mogą stanowić podstawy dla ustaleń faktycznych, innymi słowy jeżeli sędzia dokona ustaleń na podstawie fałszywych zeznań, to rozstrzygnięcie obarczone będzie uchybieniem, które w zależności od konfiguracji procesowej może skutkować uchyleniem orzeczenia. W tym przypadku zeznania tytułowego taty dilera niemal w całości nie dotyczą spraw mających jakiekolwiek znacznie dla rozstrzygnięcia, ale nie ma też żadnych przesłanek, dla których można odmówić im przymiotu wiarygodności. Nieporadność obrony świadka i jej nieadekwatność do sytuacji procesowej w żaden sposób nie umniejsza jej obiektywnej oceny jako wiarygodnej. Świadek wydaje się relacjonować szczerze i zgodnie z prawdą, trudno doszukiwać się w jego wypowiedziach jakichkolwiek powodów, by przyjmować, że jego sytuacja była łatwiejszą, niż ją opisuje.
Zeznania tworzą relację niewielkiego wycinka rzeczywistości – fragment historii jednej wielodzietnej rodziny z czasów bliskich transformacji ustrojowej. Abstrahując od oceny politycznego wymiaru ówczesnych przemian, był to niewątpliwie bardzo trudny czas dla osób, który nie mieściły się w kręgu ich beneficjentów – czyli dla zdecydowanej większości społeczeństwa. Nie wiem, czy historia opisana w tym utworze wydarzyła się naprawdę, ale na pewno wiele podobnych miało miejsce w rzeczywistości. Przemiany materialne, ekonomiczne i cywilizacyjne tamtego okresu, najdelikatniej mówiąc, pozostawiały wiele do życzenia, a utrzymanie wielodzietnej rodziny z tzw. „uczciwej pracy” faktycznie wymagało podjęcia heroicznego wysiłku, po którym niewiele mogło już pozostać sił i czasu dla siebie lub innych.
Recytowany w utworze protokół z fragmentami zeznań jest dość wiernym odzwierciedleniem ówczesnej sytuacji zwykłych, szarych ludzi. Forma protokołu pasuje tutaj idealnie dla ukrycia rzeczywistej intencji artysty, do której można dotrzeć po uważniejszej analizie treści i wyjściu poza nią. Zeznania świadka mieszają się tutaj z nieporadną mową obrończą, ale w istocie rzeczy całość stanowi cichy akt oskarżenia artysty przeciwko systemowi społecznemu, który takie sytuacje jednocześnie tworzy i piętnuje.